Staż w Monachium
Był sierpień 2012 roku, na zewnątrz było ciepło. Na dworze świeciło wczesnopopołudniowe słońce. Czas mijał powoli, w końcu byłam w pracy. Pracy nijak nie związanej z moim wyuczonym zawodem, ale w końcu będąc na stażu trzeba jeszcze jakoś przeżyć. Nagle zadzwonił telefon – „Wyjeżdżamy na Leo!” Na początku był szok – „ Ale... Jak to… To serio? Wiadomo już?” Potem nerwowe wpatrywanie się w monitor. Czy aby mi się nie przywidziało? Wszyscy o tym marzyliśmy, ale chyba do końca do mnie nie docierało, że wkrótce w moim życiu zdarzy się rewolucja…
Ta wielka przygoda miała się dla mnie zacząć symbolicznie – w styczniu 2013 roku. Jak to zazwyczaj bywa, czas do wyjazdu minął błyskawicznie. Święta z rodziną, Sylwester i fruu… Wyjeżdżałam swoim zapakowanym po sam dach autkiem w kierunku polsko-niemieckiej granicy…
Herzlich willkomen
Udało się, przeżyłam podróż, pomyślałam mijając jaskrawo oświetloną Allianz Arenę przy wjeździe na monachijską obwodnicę. Po paru chwilach parkowałam na miejscu „Vet of the month”. Grunt, to dobrze zacząć. Był późny wieczór, padał śnieg z deszczem. Klinika wyglądała cicho i niepozornie. Zwiedzić można jutro… Na pewno będzie ktoś kto pokaże mi mój obiecany pokój, prawda? Marząc już jedynie o ciepłym łóżku sceptycznie popatrzyłam na wskazane mi schody prowadzące w dół. Z każdym kolejnym stopniem moja nadzieja się kurczyła: „będę mieszkać w piwnicy!”
Sprechen Sie Deutsch?
Początki bywają trudne, taka ich natura. Szczególnie, jeśli całe życie uczyło się języka książkowego, hochdeutsch’a. Pierwsze dni uświadomiły mi dobitnie, że nie jesteśmy w Niemczech, a w Bawarii, co stanowi poważną różnicę. Jej mieszkańcy lubią tę różnicę podkreślać na każdym kroku. Widać ją nie tylko w charakterystycznych biało-błękitnych flagach widocznych na każdym kroku, czy zamiłowaniu do lokalnej, fenomenalnej, białej kiełbasy ze słodką musztardą i preclem, serwowanej musowo ze złocistym trunkiem w wersji maβ. Przede wszystkim słychać ją w lokalnym dialekcie…
Arbeit, Arbeit über alles ;)
Noce mają to do siebie, że mijają stanowczo za szybko. Do takich wniosków zdążyłam dojść już w Polsce. Staż upewnił mnie jedynie w przekonaniu, że spać da się zawsze i wszędzie. Ekipa licząca 9 młodych asystentów dawała z siebie wszystko, nierzadko zostając po godzinach i witając szefostwo zmęczonym uśmiechem dnia następnego. Ci na szczęście zrewanżowali się pięknie, zapewniając odpowiednio duży zapas energy drinków i niezrównany ekspres do kawy. Praca w klinice obejmuje nie tylko opiekę nad pacjentami stacjonarnym. Wielkim, ale jakże pozytywnym dla mnie zaskoczeniem były wyjazdy w teren.
Nie samą pracą człowiek żyje…
Wstyd się przyznać, ale przy wyborze kliniki docelowej nie kierowałam się wyłącznie kryteriami stricte zawodowymi. Oczywiście nowoczesna klinika, dysponująca 40 boksami stacjonarnymi, wyposażona we własne laboratorium i najnowocześniejszy sprzęt musi robić wrażenie. Wolny czas trzeba jednak też jakoś zagospodarować. Monachium ma wymarzone położenie. Jako zapalona narciarka mogłam całą zimę cieszyć się alpejskimi trasami. Latem z kolei możliwością wędrówek i korzystania z uroków krystalicznie czystych jezior. Bawaria zachwyca mnogością cudownie położonych zamków i pałacy. Bliskość Austrii i Włoch sprawia, że wszelkie wypady krajoznawcze są jak najbardziej realne. A samo miasto? Zachwyca, oczarowuje, pokazuje że „nowy” nie musi oznaczać „obcy”.
The new beginning
Pół roku stażu szybko dobiegło końca. Ale każdy koniec niesie za sobą nowy początek. Ten natomiast oznacza dla mnie zmianę widoku z okna. Zamiast budzić się widząc majestatyczną Ślężę, na horyzoncie będą mi majaczyć ośnieżone alpejskie szczyty. Zmierzyłam się z własnymi słabościami, nieznajomością języka i tonami papierologii, nauczyłam wierzyć w siebie. Teraz pozostaje mi tylko uporać się z klasycznym Helles’em w maβ’ie ;)